piątek, 20 czerwca 2014

wtorek, 17 czerwca 2014

Był rok 2012, pierwsze miesiące. Na urodzinach bliskiego przyjaciela B. poznała JEGO - K. Od razu ją zainteresował swoją osobą. Miał hobby, był inteligentny i mądry. Miał poczucie humoru. I nie wolno pominąć, że był naprawdę przystojny. Pogadała z nim, pośmiała się. Było miło. Zaczęło w niej coś kiełkować. Ale powiedziała sobie "nie, on ma dziewczynę, zajętych się nie rusza". I cieszyła się każdą chwilą z nim spędzoną. Jakiś czas później, w listopadzie, znów się spotkali, w trójkę. W mieszkaniu K. Trochę wypili, filmy oglądali. On B. wysłał po piwo i zaczął się do niej przytulać. Brał na ręce, na kolana, całował. Gdy B. wrócił, puścili kolejny film i ona z K. ciągle gadała. B. się oburzył, że mu przeszkadzają, więc wyszli. Na korytarzu w mieszkaniu K. znów zaczął ją przytulać i całować. I wtedy to, co kiełkowało na początku roku rozrosło się. Rozrosło się do ogromnych rozmiarów. Ujął ją, oczarował. Po jakimś czasie spotkała się z nim, sama. I wtedy powiedział zdanie, które pamięta do dziś: "Nie próbuj się we mnie zakochać." Powiedziała, że nie ma zamiaru, jednak już wtedy kłamała. Potrafili pisać całe dnie, przejść przez wszystkie tematy... zawsze tak mieli. Obydwoje czuli się mega swobodnie przy sobie. Po tym spotkaniu ograniczyła z nim kontakt z pewnych powodów. Próbowała o nim zapomnieć. Związała się z pewnym chłopakiem, z którym nie była szczęśliwa - nie potrafiła go do końca pokochać, bo szczerze kochała K. A K., w międzyczasie znalazł sobie dziewczynę. Dowiedziała się w dniu wyjazdu na wycieczkę do Włoch, która miała być najcudowniejsza. A zmieniła się w koszmar. Przeryczała całą drogę tam, każdej nocy śnił jej się K. Chciała tylko wrócić... Niedawno spotkała się z nim w "ich" Herbaciarni, na Jam Session. Zaczęła tam chodzić z jego powodu... by go częściej widywać. Teraz było to dla niej przekleństwem. Jednak nie zrezygnowała. Spotkali się, porozmawiali. Niedawno, gdy całą paczką szli do auta, K. wpakował się doń bez słowa. Podeszła, powiedziała, że sobie zapamięta, że jest mendą, nawet się nie pożegnał. Wtedy dał jej buziaka na pożegnanie. Zaskoczyło ją to. Przecież miał dziewczyną, o co chodzi... Nic. Kolejny tydzień, przychodzi na Jam, a K. jak ją tylko zobaczył, zakrzyknął, czy jest autem. Była. To czy pojechałaby z nim po sprzęt, bo Jam umiera. Jasne, niech się pakuje. Wyszli przed lokal, objął ją w pasie, co znów ją zaskoczyło. Również go objęła, w myślach płacząc. Przecież on ma dziewczynę, a jeśli ktoś szedłby z naprzeciwka, mógłby pomyśleć, że są całkiem fajną parą.
Ostatnio do niej znów napisał. Czy odwiezie jego dziewczynę, bo pociągów nie ma, a kumpel go wystawił. Niezbyt było jej to w smak, ale okej. Zawsze mu pomoże, nieba uchyli... W drodze powrotnej zaczął opowiadać, że nie ma tu dla niego przyszłości i chce wyjechać, Spytała, co wtedy z jego dziewczyną. I dostała szokującą odpowiedź: "Nie jesteśmy już razem." Trzynaście miesięcy ze sobą byli. Z jednej strony się ucieszyła, z drugiej było jej go żal.
A teraz siedzi, bije się z myślami, bo wie, że jeśli nic nie zrobi, to jakaś inna jej go odbije. Ale nie jest w stanie z nim porozmawiać. Ale jednak kocha go od prawie dwóch lat...